Hello world!, czyli wyjście z Dziabongowa

Witaj Świecie!

Cześć, jestem Staś.

Moje życie zaczęło się jakieś 9 miesięcy temu, ale może zagłębiając się w szczegóły całe swoje życie do dzisiaj spędziłem w ciele mamusi (Patusi). Było mi tam cieplutko i milutko, przez pępowinkę dostawałem jeść i wszystko co mi było do życia potrzebne. Aż tu nagle urosłem taki duży że zaczęło mi brakować miejsca i było mi ciasno. Niestety mojej mamusi także było z tego powodu nie dobrze, bo każde moje ćwiczenia (boks i bieganie głównie) albo zmiana miejsca w moim małym „domku” powodowały stękanie i ból.

Niestety nie podobało się to mamusi i nagle mamusia powiedziała:
– Stasiu, urosłeś już duży i pora się wyprowadzić. Musisz rozpocząć własne życie. Nie możesz całe życie siedzieć u mamusi na pępowinie. I tak się zaczęła moja podróż…

Podróż na świat jaki wy wszyscy, moi drodzy czytelnicy znacie już od dawna. I choć moi rodzice prosili mnie wielokrotnie o to żebym przyszedł na świat 1 lipca 2015 roku, albo chociażby 3 lipca, to ja oczywiście się spóźniłem (dzięki rodzice za te spóźnialskie geny). Wszystko zaczęło się 4 lipca kiedy z mamusią wybraliśmy się na wizytę kontrolną do szpitala Św. Zofii przy ul. Żelaznej w Warszawie. Najpierw posłuchali jak mi bije serduszko poprzez RS232 KTG, potem pooglądali mnie przez USB USG i … zatrzymali nas w Szpitalu („za co” ja się pytam?!).

Ok. 13 mamusia dostała łóżeczko a do picia oksytocynę żeby było zabawniej … ale zabawniej nie było! Nagle jak nie ściśnie mi się domek, z każdej strony … aż się przestraszyłem. No to ja się rozpycham bo poprzednich rozmiarów domku. Ale po pewnym czasie znów się wszystko kurczy, i tak coraz częściej i częściej, mocniej i mocniej. Wszystko zaczęło się mi walić na głowę. Z trzech stron naciska i wyciska mnie w stronę wyjścia. A ja przecież wychodzić nie zamierzam, nie jestem spakowany, gdzie moje zabawki, pępowiny jeszcze nie spakowałem, gdzie moje walizki ja się pytam?!

Nie zagłębiając się w szczegóły jak to się wszystko potoczyło, ujmę to w krótko: TRAGEDIA! Żeby to tak z własnego domu na „świat” wyrzucać bez uprzedzenia? Walczyłem długo aby nie dać się wykurzyć, niestety o 3:05 (nad ranem!), dnia 5 lipca roku pańskiego 2015 wyszedłem na świat. Ciężko było bo te drzwi to takie kmaciupkie, ale dałem radę.

A na tym świecie to… zimno, sucho, głodno i nikogo nie znam! Więc ja w ryk, że chcę z powrotem, tam skąd przyszedłem. Po chwili jednak zostałem położony u mamusi/Patusi na piersi i zrobiło mi się tak dobrze, tak cieplutko i tak milutko, wtedy się uspokoiłem. Poznałem mamusię po tym jak jej biło serduszko i jej zapachu, po głosie i ciepełku. Otworzyłem oczka i zobaczyłem jaka ona piękna jest, jaka śliczna … piękna, ale jakaś taka czerwona, jak by przerzuciła dziś z „16 Ton”. Rozglądając się dalej zauważyłem następną znaną mi ze słuchu osobę – Tatusia. On już taki piękny nie był jak mamusia. Cieszył się za to na mój widok jak dziecko, prawie się nie popłakał. Po chwili jednak wziął nożyczki i (pewnie w to nie uwierzycie) odciął mi źródło pokarmu (co żeś zrobił z moją pępowinką Ty brutalu!). Bezpowrotnie ostatnia rzecz łącząca mnie z moją mamą została unicestwiona.

Ale nie było tak źle, bo po chwili dostałem jeść. Polecam wszystkim danie „mleko” w restauracji „u mamusi” niedaleko serduszka – pychota. Jak się najadłem, to zgodnie z rosyjskim powiedzeniem „паели можно паспали, паспали можно паели” (chyba tak się to pisze, a tłumaczenie na polski to: „pojedli można pospać, pospali można pojeść”) poszedłem spać. Ta przyjemność nie trwała jednak długo bo po chwili obudzili mnie brutale i zaczęli ważyć i mierzyć. Suma sumarum wyszło że:

  • Ważnę 3370 gram
  • Jestem wysoki na 54 cm.
  • Jestem przystojnym blondynem,
  • Choć na początku byłem fioletowy to teraz mam skórę białą!

Po tym mierzeniu i ważeniu ubrali mnie cieplutko i położyli do takiego śmiesznego przezroczystego łóżeczka. Tatuś odprowadził mnie i Mamusię do innego pokoju i tam poszliśmy już spać.

I tak wyglądał mój pierwszy dzień na tym świecie. Mam nadzieję że będę tu opisywał moje przeżycia i doświadczenia w odkrywaniu tego świata!

Miłego dnia
Staś <Dziabong> Seroczyński

 

Jedna myśl na temat “Hello world!, czyli wyjście z Dziabongowa”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *